Wczorajszy występ komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego w Pałacu na Wodzie przypomniał mi pewną starą prawdę: Ani "oni" nie są tacy źli, jak nam się wydaje, ani "my" nie jesteśmy tacy dobrzy, jak o sobie mówimy i czasem myślimy. Obserwowałem też własne reakcje. I co? Każdy człowiek ma wpojony odruch Pawłowa: ślini się na dzwonek., jeśli tak został wyuczony. Nie tylko "oni", także "my". Próbuję pozbyć się tego automatyzmu niegodnego człowieka myślącego.
Wygląda to tak: Staram się sobie uświadomić, że przecież w każdej krytyce mniej lub bardziej zawoalowanej pod adresem Jarosława Kaczyńskiego było ziarno prawdy. Wystarczy spokojnie pomyśleć. A każdy mój odruch pogardy dla "ich" krytycznej przesady mocno wyolbrzymiony. Ci ludzie mają święte prawo bać się powrotu PiS do władzy. Dlaczego? Bo w pierwszej rundzie w latach 2005 - 2007 Kaczyński nie docenił zasięgu uwikłania elity w ciemne sprawki lub przecenił swe siły, gdy próbował z tym walczyć. Najgorszy jest przeciwnik zaledwie zraniony, gdy miało się go dobić.
Ale czemu sądzić tylko innych? Niech każdy sam uważnie zajrzy w swoje motywacje - czy nie ma tam niskich? Na przykład zazdrości za sukces? Albo za spóźniony refleks, gdy trzeba było zmienić sposób bycia w świecie na początku lat 1990? Nie dajmy sobie wmówić, że kieruje nami sama tylko szlachetność. Zwykle jest to maska, jaką pokazujemy światu, by ukryć swój egoizm i wyrachowanie lub niekompetencję. Usprawiedliwić brak zdolności adaptacji do nowych warunków.
Proponuję spuścić trochę powietrza z balona nienawiści, jaki unosi się nad Polską. Nienawiść i pogarda to najłatwiejsze uczucia do wzbudzenia w sobie w sytuacji konfliktu. Często jest tak, że wypełniają nam pustkę. Nadają sens życiu, które w przypadku wielu ludzi nie ma sensu ani celu. Na ten temat powstała wielka literatura beletrystyczna i naukowa. Warto sobie przypomnieć, co pisał Nietzsche o resentymencie i etyce niewolników. Nie ma powodu sądzić, że ta wiedza o naturze ludzkiej nagle przestała odnosić się do Polaków.
Z powyższych powodów uważałem i napisałem tu na blogu, że przy całym moim szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego, nie powinien zostać kanydatem PiS na prezydenta. Właśnie dlatego, że tak łatwo byłoby wpaść w spiralę nienawiści obu obozów politycznych. Nawet jeśli PiS nie da się sprowokować teraz do agresji, to wszystko zapamięta. Andrzej Wajda mówiąc wczoraj o wojnie domowej, miał sporo racji, i ja też napisałem o tym wcześniej na blogu. Nawet jeśli pan Jarosław wygra te wybory, to będzie miał nie tylko wrogi rząd PO, ale wrogość najbardziej prominentnej części elity kulturalnej kraju - a nie będzie miał władzy wykonawczej, żeby tą elitę kupić lub zastraszyć. A tym bardziej wymienić.
Jakoś z tego wyjdziemy, ale jakim kosztem? Trzeba nawiązać kontakt z rzeczywistością psychiki człowieka. Proponuję zacząć już dziś przy pomocy mantry: "Przeciwnik jest lepszy, a my jesteśmy gorsi, niż nam się wydaje". Dotyczy to zarówno zwolenników PiS jak PO.