Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
8043
BLOG

Aż poleje się krew ... ażeby zginęła ...

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Polityka Obserwuj notkę 118

    Zabójstwo działacza PiS w Łodzi, w zastępstwie Jarosława Kaczyńskiego, zapowiada moim zdaniem dalszy rozlew krwi. Nie wiem, w jakim tempie i jak szeroką strugą, ale myślę, że nastąpi. Nie ma większego znaczenia, czy sprawca jest chory psychicznie, czy nie. Jeśli jest chory, znaczyć to będzie tylko tyle, że naczynie nienawiści pękło w najsłabszym miejscu. Będzie pękać dalej, także w mocniejszych miejscach, gdy ciśnienie wzrośnie.  A wzrośnie.

   Nasuwa się pytanie, kto winien? Prezes Kaczyński twierdzi, że w ostatecznym rachunku premier Tusk. Myślę jednak, że wina rozkłada się inaczej - wprawdzie nie po równo na obie strony, ale Jarosław Kaczyński też ma udział w podgrzewaniu atmosfery. Jednak większa wina moralna spada na premiera Tuska, bo kto ma władzę adminstracyjną i także medialną, ten ponosi większą odpowiedzialność za to, co się dzieje w kraju.

   Szukając korzeni zła cofnijmy się do wyniku wyborów w roku 2005. Jest świadectwo Jarosława Gowina w wywiadzie prasowym, i Janusza Palikota w wywiadzie rzece "Ja, Palikot", że liderzy PO nie chcieli przystąpić do koalicji z PiS jako słabszy partner i świadomie wepchnęli Kaczyńskiego w objęcia Gietrycha i Leppera w celu kompromitacji, aby potem samemu objąć władzę. To im się udało, a że traci Polska, o to mniejsza. Ich wina, wielka wina.

  Ale z drugiej strony Jarosław Kaczyński, wybitny analityk, mógł przewidzieć rozwój sytuacji i oddać stanowisko premiera dla PO mając w odwodzie brata prezydenta. Wprawdzie powiedział, że zlekceważyłby wolę wyborców nie przyjmując ich mandatu do rządzenia jako szef rządu.  Jednak przed wyborami powiedział także, że jeśli brat zostanie prezydentem, to on nie zostanie premierem nawet gdyby PiS wygrał wybory. Czy nie było to wtedy lekceważeniem woli wyborców? Przecież było. Trzeba było wybrać lekceważenie korzystniejsze dla kraju.

   Wydaje mi się, jesteśmy w tych dniach w zwrotnym punkcie. Jak pokazuje doświadczenie ostatnich pięciu lat, należy brać pod uwagę najbardziej niekorzystny rozwój wypadków. Jeśli będzie lepszy, to nasza wygrana, jeśli gorszy ... gorszego być nie może. Mogę tylko patrzeć bezradnie, jak powtarza się historia Polski. W nowej formie wraca klimat czasów saskich i pierszych lat panowania ostatniego króla.

   Jako student historii mam głębszą perspektywę na dzisiejsze wypadki, większą skalę porównań. Cztery lata  temu, 18.10.2006 r.  na samym początku wojny polsko--polskiej, napisałem w Rzeczpospolitej:

   "Jak długo jeszcze będziemy to znosić? W starożytnych Atenach był zwyczaj ostracyzmu. Obywatele mogli skazać na wygnanie uciążliwych współobywateli zagrażających ateńskiej demokracji. Zwyczaj przydałby się w Polsce. Moglibyśmy wypędzić z kraju zaślepionych nienawiścią polityków. Drugi szereg liderów PiS i PO dogadałby się ze sobą, skoro nie potrafią obecni przywódcy.

Niestety, nie żyjemy w Atenach. Nie możemy pozbawić praw obywatelskich prezydenta, premiera ani ich rywali z opozycji. Szkoda. Liderzy obu partii złamali niepisaną umowę z nami, że idą osobno do wyborów, ale zawrą koalicję, aby reformować państwo. Ogłaszali to i potwierdzali wiele razy. Większość wyborców nie głosowała ani na PiS, ani na PO, lecz na POPiS.

Ponoć Platforma nie chciała wejść do koalicji jako młodszy partner. W takim razie trzeba było wygrać wybory. A skoro się przegrało, to podkulić ogon i - do rządu na warunkach PiS. Za tę odmowę współrządzenia Rokita i Tusk powinni zostać skazani na wygnanie. Z lęku o swą pozycję zlekceważyli obywateli, którzy im zaufali.

Jarosław Kaczyński także jest winny. Kiedy przekonał się, że Platforma boi się koalicji, to powinien przyjąć warunki PO, mając w odwodzie brata - prezydenta. Mógł przewidzieć, co się dalej wydarzy. Kto gra o wszystko, może przegrać wszystko. Czemu nie zapalił mu się sygnał alarmowy? Wolał przekroczyć nieprzekraczalny próg psucia państwa, niż ustąpić. A biorąc do rządu Leppera, złamał jeszcze jedną umowę z wyborcami. Głosując, pamiętaliśmy stanowczy zakaz współpracy z Samoobroną wydany przez jego partię. Tylko za ten czyn ostracyzm Ateńczyków spotkałby też premiera.

Warcholstwo polityków doprowadziło do rozbiorów kraju. Dzisiaj nie grozi nam formalny rozbiór, lecz faktyczny. Jeśli utrzyma się paraliż obu głównych partii, państwo polskie straci znaczenie dla obywateli. Po prostu dopuścimy, aby realną władzę przejęła Unia Europejska i koncerny międzynarodowe. Zostawimy sobie administrację polskojęzyczną. Oraz sztandar i hymn, że niby "nie zginęła".

Bo może trzeba, żeby właśnie zginęła, zgrała się do końca Polska warcholska, zbyteczna we współczesnym świecie?

Wybierając PiS, wybierałem POPiS. Niestety, mój głos okazał się wyłudzony. Dlatego jest nieważny, jak głosy milionów takich samych wyborców. Oszukali nas liderzy obu partii. Jeśli nie porozumieli się po wspólnie wygranych wyborach, nie pogodzą się nigdy. Tym panom już dziękujemy, chociaż nie możemy wygnać z naszych Aten.

Niech wystąpi na czoło drugi szereg liderów IV Rzeczypospolitej."

   Chyba byłoby lepiej, gdyby cztery lata temu posłuchano głosu publicysty. Mrzonka? Mrzonka. Śnijmy dalej sen chamów o złotym rogu.

 

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka