Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
8388
BLOG

Obywatel Michnik

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Polityka Obserwuj notkę 214

   Niesłychanie burzliwa debata o Andrzeju Wajdzie w związku z przyznaniem mu tytułu Człowieka Roku przez Gazetę Wyborczą zachęca do zwrócenia uwagi na drugą postać dramatu, Adama Michnika. Wklejam poniżej pełny tekst "Obywatela M", gdzie również pojawia się Pan Andrzej.  W internecie była do tej pory dostępna wersja opublikowna w Rzeczpospolitej, skrócona o ponad jedną trzecią. Całość wyszła w zbiorze moich tekstów "Obalanie idoli". Kto chce, niech czyta.

   Michnika uważam za polskiego bohatera narodowego, który moim zdaniem zbłądził po roku 1989. Ale patrząc z jego punktu widzenia - może wcale nie popełnil błędu. I czy mógł postąpić inaczej? Tego nie wiem. Może nie mógł, osądźcie sami. Niektóre moje przesłanki opisu tej postaci polegają na spekulacji psychologicznej uprawnionej przy pisaniu scenariusza filmu fabularnego.  Na ile odnoszą się do rzeczywistości, to kwestia sporna.

   Zgadzam się z tezą historyków, że jednym z powodów upadku Rzeczpospolitej była anarchia. Dlatego w bieżących dyskusjach o autorytetach staram się nie zapominać o ich zasługach, czasem tak wielkich jak zasługi Michnika i Wajdy, aby nie przekraczać granicy między uprawnioną analizą krytyczą, a właśnie anarchią. Do tego samego zachęcam wszystkich dyskutantów.

  

                                                                                                   

„Obywatel Michnik”. Szkic do scenariusza

   Film fabularny oparty na wątkach życiorysu Adama Michnika może być obrazem wychodzenia Polski z komunizmu. W postaci M. skupia się sens naszej transformacji. O tak głębokiej przemianie bohatera marzy każdy scenarzysta. Były marksista wprowadza kapitalizm. Inteligent ateista wybija się na plecach katolickich robotników. Czy im służył, czy się nimi posłużył w bardzo ryzykownej grze o wielkość, kiedy działał w KOR? Czy robotników w końcu zdradza, czy tylko na nich się obraża, że woleli od niego Wałęsę? Buntownik zostaje dziś głównym graczem w oficjalnej polityce państwa. Ale o co gra? Były przyjaciel ludu staje się ojcem duchowym spółki akcyjnej wartej prawie miliard dolarów. Jaką naprawdę ma ideologię?

   Dlaczego ten bohater opozycji antykomunistycznej stał się współtwórcą i obrońcą postkomunizmu, który niszczy państwo?. Był także dla mnie bohaterem tak ważnym, że spotkanie z nim, uścisk dłoni i zdawkową wymianę zdań sprzed prawie 20 lat pamiętam do dziś ze wzruszeniem. Właśnie wyszedł był z więzienia, gdzie siedział, żebym żył w wolnym kraju...

   Czemu wkrótce potem wziął udział w tworzeniu chorego systemu? Nie przewidział skutków nobilitacji komuny mimo swej inteligencji i demonstracyjnej wrażliwości moralnej? Do jakiego jeszcze celu politycznego użyje telewizję, jeśli jego spółka Agora zdoła ją zakupić? Takie pytania stawia sobie każdy jego rozczarowany wielbiciel.

   Trzeba zdemistyfikować M, ponieważ jego młodzieńczy okres bohaterski okrywa dziś romantyczną mgłą - twardą walkę o władzę nad nami tu i teraz. Cele tej walki nie są całkiem jasne. Chodzi o pomyślność Polski? Zapewne, lecz należy pokazać, jak owa pomyślność rozkłada się w różnych grupach. Kto wygrał, kto przegrał, kto tu rządzi.

Arcydzieło jako wzór

   Punktem odniesienia dla filmu o M jest „Obywatel Kane” w reżyserii Orsona Wellesa, uznawany za najlepszy film wszechczasów. Welles i scenarzysta Herman Mankiewicz przeprowadzili bezwzględną demistyfikację magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta. Podawał się on za obrońcę prostego człowieka używając w tym celu dzienników bulwarowych o luźnym stosunku do prawdy. A podobieństwa między Hearstem a M są uderzające. Obaj wywodzą się z establishmentu, z którym potem podejmują walkę. Obaj mają kolosalne ego, używają prasy jako narzędzia wpływu na świadomość publiczną i obaj są wyobcowani wobec obiektu swojej troski. Co miliarder Hearst mógł wiedzieć o życiu robotników, a co wie intelektualista-polityk M bez problemów codziennych, o życiu zwykłych ludzi? Obaj mają protekcjonalny stosunek do swoich społeczeństw. Kane/Hearst kolekcjonował dzieła sztuki. Za to M kolekcjonuje ludzi jako narzędzia wpływu. Obywatel Kane chciał zostać prezydentem kraju, lecz trafił na barierę, którą uważał za przejaw podłości. M nie zostanie prezydentem Polski i może uważać to za przejaw ciemnej siły, siły „ciemnogrodu”.  Spętana ambicja daje wielkie napięcie wewnętrzne obu tym postaciom.

   Film Wellesa jest arcydziełem nie tyle z powodu fabuły, co środków formalnych, ale jedno zależy od drugiego. Forma to nie jest coś, w co się „ujmuje” treść, jak ciasto. W „Obywatelu Kane” widać, że forma wynika z treści . Konflikty w życiu Hearsta zostały przełożone na napięcia fabuły i obrazu. Świetne zdjęcia Gregga Tolanda i scenografia Van Nest Polglase wyraziły pełne pychy ego bohatera, jego pasję i mrok, używanie ludzi dla swych celów. Taka postać inspiruje wyobraźnię dając szansę zrobienia wybitnego filmu także pod względem formy, choć film o M wymaga nieco innej stylistyki. Decyzje należą do realizatorów.

Wątek Wielkiego Reżysera

   W fabule musi pojawić się wątek postaci Wielkiego Reżysera, który wziął kiedyś M pod swoje skrzydła na własne nieszczęście. To twórca najważniejszego filmu o początku ubiegłej epoki, „Popiołu i diamentu”, oraz kilku innych, które wyznaczały etapy rozwoju polskiej świadomości. Jednak nie zorientował się, że za bardzo zbliżając się do M traci temat najważniejszego filmu o początku nowej epoki, czyli „Obywatela M”. Ta przyjaźń ograniczyła swobodę Wielkiego Reżysera, który w życiu M znalazłby ulubiony materiał:  romantyczną opowieść narodową, gdzie się roi od okazji malarskiego obrazowania: Apel w obronie „Dziadów” zdjętych przez cenzurę, odczytany u stóp pomnika wieszcza. M zaczerpnął wtedy wprost z energii tamtego Adama. Potem strajk sierpniowy w stoczni gdańskiej z polskim papieżem-patronem, z marzenia innego romantyka, Słowackiego. Odsłonięcie pomnika poległych stoczniowców, kiedy nad granicą czołgi sowieckie grzały silniki do inwazji. Stan wojenny: W obrazie widać krzyże układane z kwiatów i świec pod kościołami, w dźwięku słychać rzewne pieśni narodowe i wycie milicyjnych syren. Potem Okrągły Stół ustawiony w –  gdzieżby indziej – pałacu namiestnika rosyjskiego pod okiem kamer telewizyjnych dla gawiedzi i tajne rozmowy w Magdalence. Wybory czerwcowe z motywem filmu „W samo południe” o samotnym szeryfie na plakacie wyborczym Solidarności. A wreszcie biznes największego dziennika w kraju, jak z „Ziemi obiecanej”: - Ja nie mam nic, ty nie masz nic, zakładamy gazetę! To wszystko składa się na fascynujący obraz początków wolnej Rzeczpospolitej.

   Niestety, Wielki Reżyser nie zauważył w porę, że całe życie szykował się do takiego filmu. Aż stało się za późno, by zerwać więzy krępującej przyjaźni. Bo przecież Wielki Reżyser musiałby też osądzić komunizm, a tego M zabronił. Musiałby obalić mit „etosu” kosztem przyjaciela. Obalić tabu ujawniania roli „żydokomuny”, raz jej złych, innym razem  dobrych wcieleń, w najnowszej historii kraju. Wielki Reżyser chciał, by wstąpił w niego duch narodu i to mu się udało, ten duch w nim zamieszkał. Dlatego uwiąd jego talentu  po roku 1989 wyraża straconą szansę rozwoju świadomości polskiej. Powinien więc znaleźć się w „Obywatelu M”.

   Film Wellesa powstał u kresu wpływów Hearsta, choć ciągle był potężny. M również wchodzi w okres zmierzchu, ponieważ wyczerpuje się jego legenda bohaterska. Kiedy charyzmę zastępuje naga władza, wtedy powstaje klimat dla chłodnej analizy.

Motywacja bohatera

   Czym ryzykował M walcząc z komunizmem? Raczej względnie wygodnym, chociaż wieloletnim więzieniem, aniżeli życiem. Od początku zabiegał o kontakty na świecie, aż stał się zbyt znany, by PZPR mogła go po prostu zabić. Korzystał z potężnej ochrony zza granicy. Jednak pokusa zabójstwa M ma ciągle pojawiać się w fabule. Musiała istnieć w aparacie partyjnym, a ryzyko wzmacnia dramat. M tak czy inaczej wykazał bohaterstwo, choć nie większe, niż przywódcy polskiego podziemia po wojnie zamordowani za pracę dla narodu. M poniekąd zmazywał winę swej własnej formacji.

   Po zwycięstwie, M wynosi swoje bliskie otoczenie do bogactwa i władzy, lecz sam rezygnuje z bezpośredniej własności. Nie bierze 130 milionów złotych w akcjach Agory. Czy je potrzebuje? Przy takiej ambicji i długu wdzięczności całego otoczenia, ba!, całej formacji społecznej, pieniądze nie muszą być motywem działania. Ważniejsza jest władza. Ta zasada panuje w korporacji „New York Timesa”, która jest wzorem dla guru Agory. Pieniądze służą NYT zdobywaniu wpływu na Amerykę i przekształcania świata według swej wizji kosmopolitycznej, nie odwrotnie. Trzeba pokazać, że również M chce przekształcić Polskę. Ale w imię jakich racji? Jaką ma wizję kraju?

   Najbliższa współpracownica M, kiedyś działaczka podziemia, wzięła te miliony. Mówi, że z Róży Luxemburg stała się Margaret Tatcher. Podobnie jak reszta jego otoczenia. W spółce akcyjnej jeden święty starczy. Ten wychowanek marksistów staje się promotorem kapitalizmu w Polsce. Dlaczego? Czy zarówno w opozycji jak i teraz kierował się tylko wyczuciem koniunktury historycznej, tego co możliwe aby się wybić do roli przywódcy? Nie wiem, ale myślę, że chęć przewodzenia jest najgłębszym motywem, zaś ideologie to tylko narzędzia „etapu”, by się posłużyć pojęciem stalinowskim, które M dobrze zna. Na początku miał rząd dusz w wąskiej grupie opozycjonistów. Potem wpływ na Solidarność. Teraz sięga po masy chcąc dokupić telewizję do swego koncernu.

   A może zaszła w nim zmiana filozofii człowieka wskutek dojrzewania, a nie tylko z racji zmiany koniunktury? Film musi wyjaśnić motywy działania. Hipoteza wstępna: chodziło mu o władzę wskutek odziedziczonego przymusu przywódczego. Jego matka napisała komunistyczną historię Polski tworząc jej nowy tylko obraz. Oto mały Adaś bawi się pod stołem żołnierzykami Czerwonej Armii słuchając stuku maszyny do pisania na stole, gdzie matka wykuwa na klawiszach nową, postępową wizję przeszłości Polski. Kiedy dorósł, posunął się dalej. On tę historię tworzy. Ale jakie ma głębsze inspiracje?.

Wątek polski

   M należy do grona najwybitniejszych Polaków. Czy polskość jest tu tylko formą, czy należy do najgłębszej treści osobowości? Trzeba ustalić ranking intelektualistów politycznych w polskiej historii i określić w nim miejsce M. Czy jest jak Mochnacki? Piłsudzki? A może jak Dmowski? To ostatnie porównanie wydaje się horrendalne, ale nie chodzi o treść, lecz metody i wielki zasięg wpływu. Dmowski użył niechęci do Żydów dla pobudzenia wśród ludu świadomości polskiej. Najlepiej bowiem określamy się wobec wroga, którego trzeba stworzyć. Podobnie M  używa pojęcia „ciemnogrodu” jak cepa, dla otwarcia polskiej mentalności na świat i ochrony własnego zaplecza. Za to obywatel Kane/Hearst szczuł prostych ludzi na bankierów.  Dmowski i M zmanipulowali polską świadomość, by narzucić Polakom swe koncepcje narodu, choć D miał ekskluzywną, zaś M ma inkluzywną. Myśl jest dla obu raczej narzędziem działania, niż poznania.

   Jednak M nie ma rangi żadnego z tych myślicieli. Gdzie on przedstawił spójny projekt państwa i narodu? To działacz polityczny, a nie chłodny  intelektualista. Z wielkim poświęceniem pracował w niewoli dla narodu, czy raczej „społeczeństwa”, ale wyraźnie obawia się Polaków.  Czy słusznie, trudno odpowiedzieć. Zapobiegł dojściu do głosu pełnej gamy sił politycznych, dlatego nie wiadomo, jaki jest ich potencjał. Nawet jeśli zrobił to dla dobra Polski, znów pojawiają się pytania: kto wygrał, kto przegrał, kto tu rządzi?

   Nie wiem, co leży na dnie duszy Michnika, dlatego stawiam hipotezę: Jest Polakiem, ale chce zachować dynamikę Żyda. Autor tych słów pragnie osiągnąć podobny rezultat od drugiego końca; jako Polak nieco mentalnie zjudaizował się z przekonania, że to lepsza dziś dla Polaka forma polskości. Lecz aby u nas zdobyła uznanie, trzeba dla niej stworzyć szerszą duchowo Polskę. Myślę, że o to zabiega też Michnik. Taka Polska będzie bowiem nagradzała nienasyconą ciekawość, ryzykowną kreatywność, pomoże nam przystosować się do wielkiego świata. Mówi się o Żydach, że są tacy, jak wszyscy tylko bardziej. Też bądźmy bardziej. Trzeba w tym celu podnieść temperaturę życia umysłowego kraju w myśleniu, w literaturze, wreszcie w kinie.

Wątek żydowski

   M odegrał wielką rolę w wyzwoleniu Polski jako Polak żydowskiego pochodzenia. Ten fakt wyraża relację między Polakami a Żydami. Mają większe od Polaków skłonności przywódcze, organizacyjne i dynamikę umysłu. W rezultacie powstała między nimi a Polakami zawiść, gniew i podejrzliwość. Trzeba jednak unikać pojęcia „antysemityzm”, ponieważ zostało zniekształcone przez Żydów w ten sposób, by próba polemiki nabierała posmaku zachęty do Zagłady, co paraliżuje myślenie analityczne.

   Trzeba sprawdzić, czy M należy też do najwybitniejszych Żydów, którzy pojawili się na polskim terytorium, czy tylko do wybitnych. Wielcy myśliciele i działacze judaizmu są praktycznie nie znani polskiej publiczności, bo byli zamknięci w gettach. A przecież z polskich gett wyszli ludzie, którzy stworzyli po II wojnie światowej państwo Izrael. Ludzie, którzy dziś przekształcają świadomość Ameryki przez kino, prasę, telewizję, uniwersytety, politykę. Na ile są obecni jako wzór w psychice naszego bohatera? Na pewno posiada ich energię. Jednak  nie wolno podsycać zawiści wobec Żydów. Za to trzeba stawiać za przykład ich szacunek do wiedzy, ambicje, wytrwałość, umiejętności organizacyjne i wnikliwość psychologiczną a wreszcie – zdolność adaptacji do każdych warunków.

   M przyjaźni się z Jerzym Urbanem, który nie kryje pogardy dla Polaków. Chyba w ten sposób szuka w nim dopełnienia, ponieważ sam na pogardę nie może sobie pozwolić lub nie chce dopuszczać tak niskiego uczucia. Jednak przez tę pozornie dziwaczną przyjaźń wyraża to, co zostało w nim stłumione. Urban stanowi archetypowy cień M według psychologii głębi C. G. Junga. Dlatego M z tego wroga uczynił swego przyjaciela. Uświadomienie sobie własnego zła jest według Junga wstępnym warunkiem rozwoju wewnętrznego. To również wyjaśnia głębszy powód zbratania M z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Obaj generałowie wyrażają pewne aspekty osobowości M. Mógł ich użyć bez tych serdeczności, ale jemu chodzi o spójność wewnętrzną. Oprócz osiągnięcia celów politycznych M chce być po prostu dojrzałym człowiekiem. Musi więc uświadomić sobie i zgodzić się na własne zło pod pozorem przebaczenia wrogom.

Syndrom „żydokomuny”

   Tysiące lat prześladowań przez chrześcijan wywołało u Żydów chęć upodobnienia się do środowiska po swej asymilacji, by uniknąć napaści. Musimy to szanować, jako ludzie dobrze wychowani. Chyba, że ktoś sam stawia problem swego pochodzenia, jak  Michnik mówiąc gdzieś w wywiadzie, że wywodzi się z „liberalnej żydokomuny”. Widocznie uważa, że ma to znaczenie. Co nie zmienia faktu, że należy dziś do najwybitniejszych Polaków.

   Syndrom „żydokomuny” nie jest wymysłem Michnika, ale realnym zjawiskiem. Ma mocne korzenie w żydowskim mesjanizmie, który zszedł na manowce. Żydzi czują się powołani do „tikkun olam”, czyli uzdrowienia i naprawy świata. Robią to  przez wielką aktywność poznawczą, wyczulenie moralne i rozbudowaną filantropię. Jednak część, zwłaszcza biedota w Europie wschodniej, chciała  radykalnie zmienić świat na lepsze przy użyciu przemocy. Liczenie Żydów w Radzie Komisarzy Ludowych ZSRR, NKWD, Kominternie, KPP, KC PZPR, Urzędzie Bezpieczeństwa PRL i podobnych placówkach postępu społecznego nie jest więc przejawem antysemityzmu, ale rzetelności badawczej historyka idei. Owszem, może mieć przykre skutki dla zainteresowanych.  Ale spytajmy ich ofiary, co myślą o krzywdzie. Niewielu zdobyło się na odrabianie swego udziału w winie „żydokomuny”, jak to uczynił w PRL z tysiąckrotną nawiązką Michnik i jego krąg przyjaciół.

   Urban jest wcieleniem liberalnego żydokomunisty do kwadratu. Jaruzelski i Kiszczak myśleli, że rządzą państwem, a tylko próbowali pod koniec kariery wyplątać siebie i kraj z kabały „postępu” układanej przez marksistów i rewizjonistów.

Michnik i Urban: dynamika duetu

   Urban jest, w moim przekonaniu, archetypowym cieniem Michnika w pojęciach psychologii głębi. Każdy człowiek ma swój cień, nawet święty, ba! zwłaszcza święty, bo więcej musi pokonać odruchów natury ludzkiej. Są to stłumione pragnienia i prymitywne impulsy, motywy moralnie niskie, dziecięce fantazje i resentymenty. Jak powiada Carl Gustwa Jung: „Proces godzenia się z Innym jest naprawdę wart zachodu, ponieważ w ten sposób poznajemy aspekty naszej natury, których nikomu nie pozwolilibyśmy sobie pokazać i do których nigdy byśmy się przed sobą nie przyznali.” Jest to wypisz, wymaluj oferta psychoterapeutyczna redaktora „Nie” dla redaktora „Gazety Wyborczej”.

   Cień jest nie tylko brudną podszewką naszej osobowości. Są to również „instynkty, zdolności i pozytywne cechy moralne, które dawno zostały pogrzebane lub nigdy nie były świadome”. Cień może być też jasny! Urban jest „czarnym” cieniem Michnika, lecz Michnik „białym” cieniem Urbana, czyli lepszej strony tego cynika ale nie zrealizowanej. Obywatel M był bowiem przez długie lata nosicielem marksistowskiego idealizmu, który Urban porzucił.

   Natomiast Urban wyraża cyniczną pokusę Michnika. Czy jej ulega? Chyba jest mocna jeśli pamiętamy, że po zwycięstwie wszedł z „komisją historyków” do archiwum Służby Bezpieczeństwa, gdzie miał dostęp poza ewidencją do tajnych materiałów. Nigdy nie dał publicznie sprawozdania z zakresu swych „badań historycznych” w kartotekach SB. To, co zobaczył w teczkach wielu działaczy opozycji antykomunistycznej, w tym własnych przyjaciół, musiało być ciosem dla idealisty.

   Każdemu politykowi ciężko walczyć z pokusą, żeby brudnej wiedzy nie używać w bieżącej polityce. Taka powściągliwość wymaga od Michnika heroizmu na co dzień. Załóżmy, że umie sprostać wyzwaniu moralnemu. A tego właśnie brakuje Urbanowi. W rezultacie jeden przyciąga drugiego fascynując się nawzajem swymi stłumionymi cechami. Potrafią je ujrzeć, ale tylko w tym drugim. Na tym polega ich przyjaźń pozornie dziwaczna, jak podpowiada wiedza o ludzkiej psychologii.

   Artysta, literat, reżyser może przyjąć założenie metafizyczne, jakiego nie może zrobić publicysta. Co to za założenie? Michnik i Urban są emanacjami tego samego bytu, który rozdwoił się na przeciwieństwa, aby rozpoznać w walce swój potencjał. Następnie łączy obie opozycje ale już na wyższym poziomie świadomości. Faza łączenia przeciwieństw następuje dzisiaj.  Obaj już wiedzą o sobie chyba wszystko. Obu wydaje się, że kierują swym losem, gdy w gruncie rzeczy pchają ich siły po części nieświadome. Pomiędzy nimi szamotali się generałowie Jaruzelski i Kiszczak, jak marionetki wielkiego procesu psychicznego. A my oglądamy ten spektakl ze zdumieniem.

    Urban tak mocno dał się nam we znaki a Michnik tak zawiódł po roku 1989, że musimy  poznać ich najskrytsze motywy. Trzeba w tym celu zdjąć im maski związane z oficjalną rolą, które zresztą przybiera każdy człowiek. Psychologiczna demaskacja może być szokująca w publicystyce, ponieważ ta analizuje tylko społeczne działania, oceniając teatr życia publicznego. W tym teatrze raczej nie wypada zaglądać pod maski aktorów. Jednak w literaturze i kinie demaskacja postaci jest rzeczą zwykłą i konieczną. Trzeba to wszakże robić ze współczuciem, jak  Federico Fellini, który czytał Junga, kochał swoich bohaterów i dobrze na tym wyszło jego kino. Realizatorzy „Obywatela M” muszą więc polubić nie tylko Michnika ale i Urbana.

Konstrukcja fabuły

   Umysłowość M: Ta mieszanka talmudyzmu, romantyzmu i stalinizmu na służbie – dziś - liberalizmu jest piorunująca. Mamy tu kolejno talmudyczne zawieszenie wymagań etyki wobec adwersarzy, romantyczne mierzenie sił na zamiary, i stalinowski pragmatyzm w egzekucjach wrogów na „danym etapie”. Stąd bierze się dynamika grupy uderzeniowej Gazety Wyborczej. To nie jest dziennik informacyjny, ale lobby polityczne w formie gazety bulwarowo-intelektualnej i sieci rozgłośni radiowych, a w przyszłości także telewizji o zasięgu krajowym.

   Scenariusz ma wyjść od stanu obecnego ukazując rozmiar wpływu M w Polsce: wizyty u prezydenta i konferencje z premierem, pielgrzymki zagranicznych ministrów, bankiety w wąskim gronie. Widownia musi od razu poczuć, że ogląda ludzi na szczytach władzy, którzy decydują o jej własnym losie. Trzeba też pokazać wielką rolę Gazety Wyborczej w modernizacji kraju. Dopiero potem nastąpią retrospekcje, jak M doszedł to tej pozycji i jak stworzył sobie machinę propagandy . Najpierw uświadomić widzom rozmiar jego stawki do zdobycia – władza nad umysłami w Polsce. Dopiero potem pokazać przebieg niebezpiecznej gry naszego bohatera. Czy przewidywał aż tak wielki sukces? Jeśli nawet, to tylko w największej głębi duszy.

   Głównym punktem zwrotnym fabuły powinien być najważniejszy moment działalności publicznej M,  kiedy rozstrzygał się bilans jego życia. Wszystko prowadzi do tego punktu kulminacyjnego i potem wszystko stąd wypływa. Wielkość M ujawniła się, kiedy wbrew opinii przyjaciół, autorytetów narodowych i Kościoła, uparł się w więzieniu w 1984 roku, że nie wyjedzie z Polski. Jaruzelski z Kiszczakiem chcieli wtedy pozbyć się uwięzionych przywódców opozycji. Wszyscy dali się przekonać czcigodnym obywatelom do podjęcia rozmów na temat wyjazdu dla dobra kraju. Tylko M odmówił, zatrzymując kolegów. Dzięki temu przyspieszył upadek komunizmu.

   Trzeba pokazać w filmie próbę strażników wyprowadzenia siłą M z celi więziennej i jego rozpaczliwy opór, aby zachować wolność przez to, że pozostanie więźniem. Była to śmiertelna próba, przez którą przechodzi każdy bohater mityczny. W tym momencie zdecydował o swym życiu lub śmierci politycznej. Chyba też uzyskał moralne prawo do zawłaszczenia Gazety Wyborczej, przyznanej przecież przez komunę dla całej opozycji antykomunistycznej, a nie tylko dla „lewicy laickiej” skupionej wokół M.

   Dobry dramat ma trzy punkty zwrotne. Zaparcie się M nogami i rękami w więziennej celi to główny, drugi punkt zwrotny fabuły. Zostaje wtedy politycznym natchnieniem narodu. Natomiast pierwszym punktem zwrotnym jest protest przeciw zdjęciu „Dziadów” przez cenzurę, odczytany w dzień lutowy 1968 roku temu, pod pomnikiem Mickiewicza. Wtedy M dopiero przymierza się do odegrania wielkiej roli. Czytając tekst protestu zerka na cokół dla wieszcza.

   Trzeci i ostatni punkt zwrotny stanowi moment nagrania rozmowy z Lwem Rywinem. To potwierdzenie wyboru, jakiego M dokonał pod pomnikiem romantycznego poety w 1968 roku dając impuls dla tzw. wypadków marcowych - zdobyć władzę nad umysłami bez względu na koszty.

   Dzisiaj ten postromantyczny bohater narodowy dostaje propozycję dania łapówki postkomunistom za ustawę, która pozwoli mu na kupno telewizji. Byłby to wielki krok w kierunku pełni władzy nad umysłami mas, jaką miał Mickiewicz przez poezję w innej epoce kulturalnej. W tym momencie aż się prosi o retrospekcję sceny apelu w obronie „Dziadów” pod pomnikiem wieszcza. Wtedy wzniosłe słowa, teraz gwara knajacka. Była ofiara SB potajemnie nagrywa rozmówcę, który okazał mu zaufanie, jako koledze z „towarzystwa”. Ciekawe, że M uczynił to 22 lipca, w dniu rocznicy ogłoszenia Manifestu PKWN, który po wojnie otworzył jego rodzinie drogę do establishmentu w Polsce. W takich przypadkowych zbieżnościach ujawnia się podskórny ład świata.  C. G. Jung nazywa to synchronicznością.

   Włączając magnetofon nasz bohater schodzi z cokołu własnego pomnika. Może użyć nagranie Rywina dla kilku celów: 1. Uzyskania korzystnej dla siebie ustawy bez  łapówki dzięki szantażowi, że wszystko ogłosi. 2. Obalenia premiera, rozbicia SLD, założenia nowej partii wokół prezydenta. 3. Wywołania reformy państwa. Zapewne chce osiągnąć te trzy cele naraz. Życie naszego bohatera nie jest jednoznaczne. Wykazuje mnóstwo troski o dobro zbiorowości, lecz także wiele osobistej motywacji, którą warto uważnie  przeanalizować. Rywin ujawnił, co się stało z M. Romantyk został przedsiębiorcą politycznym. Można z nim targować się o ustawy za pieniądze, przynajmniej w opinii grupy trzymającej władzę, która uważa, że dobrze zna naszego bohatera. Czy to wyraz jej rzekomej „bezczelności”, braku szacunku dla bohatera podziemia antykomunistycznego? Raczej wiedzy o innych targach, których już nie poznamy? Na przykład nowelizacji ustawy giełdowej, dziwnie korzystnej dla posiadaczy uprzywilejowanych akcji Agory.

Koniec wieńczy dzieło

   Najważniejszym elementem fabuły jest finał, który ukazuje sens całej opowieści. Finał kariery Michnika wydaje się odległy, ale działa w ramach spółki akcyjnej a więc podlega wymaganiom rynku. Czy dalej jest zasobem Agory, czy już obciążeniem?

   Traci wiarygodność moralno-polityczną. Skompromitował go postkomunizm. System przez niego współtworzony okazał się tym, czym był komunizm bez przedrostka w PRL, sposobem bycia cyników, oportunistów a nawet przestępców. Nasz bohater przestał być potrzebny postkomunistom, gdy ich wprowadził na europejskie salony. Zresztą, rola tej formacji się kończy. Samoobrona, która przyjdzie na opróżnione na lewicy miejsce, nic mu nie zawdzięcza, a on nie pójdzie na współpracę z tą partią. Hołubiona przez niego Unia Wolności upadła. Nie będzie miał też przychylnego sobie rządu, ani pod Rokitą, ani pod Lepperem. 

   Zarząd Agory może dojść do wniosku, że Michnik stał się obciążeniem. Kapitał umie pozbyć się nie takich bohaterów. Jednak nie będzie z nim łatwo. Wprawdzie zrezygnował z 34 milionów dolarów w akcjach spółki ale zadbał o to, by być nieusuwalny.  Michnika nie można zwolnić z posady redaktora naczelnego Wyborczej. Może tylko sam odejść. Jeśli nastąpią pertraktacje w tej sprawie, zarząd wysunie mocne argumenty.  Wtedy okaże się, że jego uprzywilejowana pozycja ma wartość finansową.

   Trzeba pokazać w finale, jak pani prezes zarządu kładzie mu na biurku czek. Obywatel M patrzy na wypisaną kolosalną sumę, przenosi wzrok na twarz przyjaciółki z młodości, której pomógł zostać multimilionerką. Wyczuwa, że użyła psychologii, by skorzystać z prywatnej wiedzy o nim dla oszacowania wielkości tej pokusy. Bierze czek do ręki. Czy schowa do portfela? Czy raczej podrze, uniesie się godnością, jak na przykład Piłsudzki, wstanie od biurka naczelnego i odejdzie z niczym? Nie wiemy. Zakończenie może być otwarte. Pointą jest liczba.

   Jego bohaterstwo, odwaga, strach, ból, więzienie, złe gry, wyrzuty sumienia i w końcu przyjaźnie zostały sprowadzone do szeregu zer. Jest to ostatni rozdział dziejów honoru w Polsce.

„Obywatel M” a kino polskie

   Przemiana M wyraża sens naszej transformacji ustrojowej. Film daje szansę wielkości realizatorom. Scenarzysta musi ująć w metaforę życie  jednego z największych Polaków naszych czasów. Reżyser może określić się wobec Wielkiego Reżysera, który uląkł się tego tematu. Ktoś powiedział: zwierzę musi zabić drugie zwierzę, aby przeżyć, natomiast człowiek musi drugiego zdefiniować. To samo dotyczy artysty. Aby dojść do  wybitności powinien wyjść z matecznika, w którym wzrastał. Innymi słowy - zmienić paradygmat.

   Postulowana dziesięć lat temu przez prof. Marię Janion i innych komentatorów zmiana paradygmatu kultury polskiej nie będzie dość głęboka bez odrzucenia zmowy milczenia w masowych mediach wokół korzeni III Rzeczpospolitej. Zmiana paradygmatu zakłada pełną swobodę nowej interpretacji faktów. Najlepiej uczynić to w kinie. Jest najważniejszą ze sztuk popularnych.

   Film fabularny o M zdejmie kilka więzów krępujących kulturę od roku 1989. Jest to zakaz moralnego rozliczenia komunizmu. Zakaz popularnej refleksji nad Okrągłym Stołem. Zakaz obnażania korzeni elity panującej w Polsce od końca II wojny światowej. Zakaz refleksji nad uwłaszczeniem nomenklatury w zamian za oddanie władzy nad umysłami - jej odszczepieńcom rewizjonistycznym, dzieciom stalinistów. Ci dzisiejsi liberałowie chodzą  na groby swych rodziców komunistów, czasem zbrodniarzy,  którzy ciągle leżą w Alei Zasłużonych na Powązkach. Wprawdzie dzieci przeszły przemianę, lecz na ile głęboką? Jaka będzie ich dalsza ewolucja?

PostScriptum

   Kultura popularna pogrąża się u nas w kłamstwie, tandecie i głupocie. Dzieje się tak nie tylko wskutek bieżącej tendencji cywilizacji zachodniej. Jest to także rezultat odcięcia twórców od największych problemów kraju przez nieformalną cenzurę stworzoną przez M. Nie możemy kopiować Zachodu, ponieważ jesteśmy na wcześniejszym etapie społeczeństwa liberalnego kapitalizmu. Mamy jeszcze czas na sybarytyzm, bo za wielu u nas ludzi biednych i głodnych. Nie możemy bawić się okrucieństwem, jak publiczność Zachodu, gdy w pamięci zbiorowej tkwi jak cierń ciągle nie osądzone okrucieństwo komunizmu.

   Kultura powinna budzić w nas ducha obywatelskiego. Ale panoszenie się byłych aparatczyków komuny zachęca tylko do cynizmu. Kultura powinna wpajać etykę solidnej pracy i wyrzeczeń. Jednak panujące układy stworzone w PRL podważają sens wszelkiej uczciwości. Nie powstanie w Polsce moralność publiczna, jeśli życie społeczne będzie zakłamane. W ludziach wzbiera gniew. Lepiej w debacie publicznej rozbroić tę bombę i jej energię wykorzystać dla reformy III Rzeczpospolitej. Może temu pomóc epicki film oparty na życiu Adama Michnika, wybitnego Polaka i obywatela.

  

  

  

  

 

 

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka