Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
3356
BLOG

P jak Papież

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Polityka Obserwuj notkę 73


   Beatyfikacja Jana Pawła II jest kolejną, prawie zmarnowaną okazją do krytycznej refleksji. Taka refleksja nie była pilna, póki trwał komunizm. JP II był źródłem nadziei wyzwolenia mając wpływ na nasze losy dzięki światowej potędze Kościoła. Niestety, dziś znów okazuje się jedynie czułym wspomnieniem, jak „Jan Paweł II: szukałem was” w realizacji Jarosława Szmidta. Film podszywa się pod „dokument”, ale w ten sposób nie robi się dokumentu. Tak robi się propagandę.
   Czego tu nie ma! Jest wyidealizowany obraz „proboszcza świata”. Nie ma krytyki, jaką wywoływał Jan Paweł II nie u wrogów Kościoła, lecz chrześcijan, w tym katolików mających inne poglądy na wiarę i etykę. Jest potępienie „teologii wyzwolenia” w Ameryce Łacińskiej, a nie ma wyjaśnienia, dlaczego pojawił się koncept „Chrystusa z karabinem na ramieniu”. Czy na pewno brakowało argumentów w Ewangelii? Pomimo nauczania miłości bliźniego Jezus mówi, że „przyniósł miecz”. Potępia bogaczy odmawiając im wejścia do nieba. Część kleru jest skorumpowana współpracą z oligarchiami. Inna część chciała radykalnie bronić biedaków przed możnymi. W rzetelnym dokumencie daje się drugiej stronie okazję wypowiedzi. Trzeba było dopuścić do głosu teologów wyzwolenia. Chyba, że chodzi o propagandę kościelną.
   Etyka seksualna JP II to bolesny temat. Był przeciwny aborcji, co łatwo zrozumieć. Ale był przeciwny również zapobieganiu ciąży a nawet prezerwatywom w czasie nasilenia epidemii AIDS, nie tylko wśród gejów lecz również heteroseksualnych Afrykanów. To można również zrozumieć ale pod warunkiem, że spróbuje się przekonać widza do obecności Boga w akcie seksualnym, jak był o tym przekonany papież. Wtedy byłoby jasne - woli Bożej nie wolno się sprzeciwiać. Brak takiego wywodu. Problem w ogóle nie został postawiony. Natomiast widać, jak na światowym spotkaniu z młodzieżą JP II ostrzega przed pożądliwością seksualną. I kto to mówi? Wiarygodnie ostrzegać przed nadużywaniem seksu może znawca seksu a nie kapłan żyjący w celibacie, który chyba nigdy nie zaznał kobiety. Owszem, coś się traci w swobodzie seksualnej, ale też coś ważnego zyskuje. Ojciec święty nic o tym nie wie z doświadczenia, bo święty. Jednak pozwolił, żeby trzymano go w niewiedzy na temat pedofilii wśród księży. Ten ostatni skandal rujnuje Kościół na Zachodzie moralnie i materialnie z powodu wysokich odszkodowań.
   Na tym samym spotkaniu z młodzieżą podobnie mało wiarygodnie brzmią przestrogi JP II przed konsumpcjonizmem, pogonią za pieniądzem i chęcią władzy dla swego wywyższenia. Zacne cnoty zachwala człowiek, który żyje w niesłychanym przepychu, sam nie musi dotykać pieniędzy a wielu ludzi poczytuje sobie zaszczytem, gdy może go pocałować w rękę. Papież nie zabiega o te rzeczy, które nam odradza. Dostał je wszystkie podane na szczerozłotej tacy. Mieć władzę, bogactwo i je odrzucić - to jest dopiero osiągnięcie moralne. Wiarygodniejszy byłby Dalaj Lama, który chodzi po świecie w cerowanym habicie.
   Film prześlizguje się nad wątkiem przeprosin JP II za grzechy Kościoła z okazji roku 2000. Widzimy, jak papież klęczy i się kaja, ale za co konkretnie? – Tego się nie dowiemy chociaż nazbierał się ciężki wór grzechów choćby z tego powodu, że chrześcijaństwo stało się religią państwową i popełniło wszystkie nadużycia władzy politycznej. Decyzja o przeprosinach była wielkoduszna, lecz kontrowersyjna dla wielu biskupów. O tym cisza. Łatwo sobie wyobrazić, jak Jezus oceniłby feudalny przepych Kościoła i pretensje do władzy politycznej nad światem. Wystarczy zajrzeć do jego Kazania na Górze albo przemyśleć trzy jego kuszenia przez diabła na pustyni. 
   Wyróżniające dla tego pontyfikatu były wyprawy JP II do prymitywnych krajów. Lektor wyjaśnia, że na tych terenach jest nadzieja dla chrześcijaństwa. Przemilcza ciekawe pytanie: Czemu nieskończony Bóg chrześcijański nie wytrzymuje rozwoju ludzkiej świadomości na Zachodzie, gdzie chrześcijaństwo zamiera? Skoro jest nieskończony, to potrafiłby ciągle zapewniać pokarm dla umysłu. A nie zapewnia. Była okazja spytać o to Dalaj Lamę, który się pojawia i wyraża uprzejmie o papieżu. Buddyzm lepiej radzi sobie z wyzwaniem nowożytnej nauki ponieważ nie wierzy w absolut, kiedy chrześcijaństwo trzyma się przestarzałych pojęć o trwałości prawdy.
   Wątek polski filmu budzi wielkie wzruszenia lecz te dobrze znamy. JP II dał nam godność dla stawienia oporu komunizmowi w pierwszej dekadzie swego pontyfikatu. Kiedy nadeszła wolność, przestaliśmy go słuchać. Wzięliśmy to, co łatwiejsze: dumę z wywyższenia rodaka, wdzięczność i kult promiennego ojca narodu, bez głębszej refleksji nad przyczynami jego światowego sukcesu. Dla Polaków był szczęściem. Bez niego bylibyśmy gorsi. Szkoda, że nie chcemy być także mądrzejsi przez namysł krytyczny. A pontyfikat JP II dotyka największych problemów współczesnego świata, w tym obniżenia umysłowego poziomu kultury, z czym papież pogodził się i wykorzystał.
   Papa Superstar używał podobnych środków medialnych, co księżniczka Diana. Także była kochana i jej śmierć także wstrząsnęła światem. W telewizji amerykańskiej usłyszałem głos czarnego ludu, że „miała serce Jezusa”! Mass media eksponują ujmującą osobowość celeba i przepyszny styl życia czarując publiczność jego pozorną dostępnością. Ale czy takie środki mogą przekazać głębsze treści? Zachęcają postawić tylko pierwszy krok na drodze poznania. Wielu ludziom całkiem to wystarcza.
   Co tu się dziwić, że dostaliśmy uładzony reportaż telewizyjny z przemiłym Krzysztofem Ziemcem w roli przewodnika. Współproducentem ze Stanisławem Szymańskim jest nader płodny wytwórca tasiemcowych telenowel, maestro konformizmu, Tadeusz Lampka. Był też producentem przesławnego „M jak miłość”, papki egzystencjalnej w sentymentalnym sosie. Tym razem dostaliśmy „P jak Papież”. Producent wie, czego chce publiczność i czego sobie życzy honorowy patron filmu, prymas Polski. Daje im to, czego pragną, ani mniej, ani więcej. Nie można go winić, bo to jego rola. Można jednak winić krytyków, że łykają tę strawę bez skrzywienia. Nie wymienię nazwisk uległych kolegów, ale sam nie ukrywam, co myślę o przedsięwzięciu. To sympatyczna propaganda okolicznościowa.
   Wiele lat temu spotkałem w Nowym Jorku mormona. Dowiedział się, że formalnie jestem katolikiem i za to opieprzył, bo „katolicy czekają z myśleniem, co im powie papież”. Byłem oburzony. Dziś lepiej go rozumiem. Zauważmy wreszcie, co leży na wierzchu. Polska zmieni się na lepsze, gdy Polacy będą samodzielnie myśleć.

PS. Mógłbyś spytać, drogi Czytelniku, czemu publikuję te uwagi na dzień przed beatyfikacją ryzykując, że zakłócę Ci błogi nastrój? Abyś nie przepuścił okazji do autorefleksji. Oglądając podniosłe uroczystości przyjrzyj się swoim reakcjom. Czy imponuje Ci potęga światowa JP II, czy głębia duchowa? Pociąga ojcowska osobowość błogosławionego, czy jego nauczanie? Czujesz dumę narodową, czy miłość bliźniego? Czy ten przepych jest zgodny z Ewangelią, a jeśli niezgodny, to czemu zaistniał i czemu ma służyć? Niczego nie przesądzam. Osąd należy do Ciebie. Wydaje mi się, że JP II nie odmówiłby rozmowy na ten temat.

Przeredagowana wersja tekstu opublikowanego na WWW.film.onet.pl


 

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka