Marek Migalski drwi z faktu, że trzy godziny po katastrofie smoleńskiej 100 posłów PiS zjadło obiad, wsiadło do autokarów i wyjechało do Polski na ponaglania Antoniego Macierewicza. Moim zdaniem, to było słuszne posunięcie, żeby nie biec na miejsce katastrofy z pomocą, ale szybko wracać do kraju. Już było wiadomo, że na skutek katastrofy Polska, ale zwłaszcza PiS poniósł ciężkie straty. Zamach to pierwsze podejrzenie, jakie musiało się nasuwać. Sprawca ewentualnego zamachu także nasuwał się sam. Trzeba więc było ratować to, co można było, czyli parlamentarzystów PiS. Gdyby wtedy z nimi również stało się coś złego, to nastąpiłaby całkowita dekapitacja przeciwników imperialnej polityki Putina w Polsce. Paszporty dyplomatyczne posłów na nic by się im zdały. Prezydent RP, ministrowie, generalicja, też mieli takie paszporty.
A obiad rzeczywiście byłoby lepiej zjeść po opuszczeniu granic Rosji.
Po zamachu na WTC 11/09 Amerykanie ukryli prezydenta Busha w niewiadomym miejscu. Posadzili na ziemi w ciągu paru godzin kilka tysięcy samolotów pasażerskich znajdujacych się w powietrzu. To też było słusznie posunięcie, chociaż wydaje się przesadne, przy dzisiejszej wiedzy o tamtym czasie. Wtedy nie było wiadomo, czy Ameryce nie została właśnie wydana wojna, jakiego rodzaju wojna, i przez kogo.
Jarosław Kaczyński rzeczywiście nie powinien wzywać do bojkotu Euro 2012 na Ukrainie w żadnym wymiarze, bo nie pasuje to do założeń polityki "jagiellońskiej" PiS. Wytyka mu to Migalski a i ja sam o tym pisałem tu na blogu. No cóż, jak wiemy Prezes robi błędy. Przykładem zaufanie, jakim obdarzył Marka Migalskiego.
Pamiętam początki błyskotliwej kariery Migalskiego w PiS. Tak dobrze się zapowiadał, że padały głosy "Migalski na prezydenta w 2015". Na szczęście okazało się w porę, że nie ma kwalifikacji na polityka. Gdyby był cierpliwy mógłby zajść wysoko.Ta myśl niech napawa nas lękiem. Dobrze, że Marek Migalski sam obnaża się konsekwentnie.
