Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
1003
BLOG

O wielkoduszny "Smoleńsk"

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Rozmaitości Obserwuj notkę 9

PISF w samą porę odrzucił wniosek o dofinansowanie fiimu „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Agresja Rosji na Ukrainę pokazuje komu i do czego przydała się katastofa. Moskwie do uzyskania dużej swobody manewru w Europie Środkowej. Rząd Donalda Tuska wziął udział w tej operacji. Nie twierdzę, że uknuł z Putinem zamach. Nie mam na to dowodów. Wystarczy, że jedynie obniżył rangę tej wizyty i skulił się, gdy doszło do tragedii. Gdyby teraz żył Lech Kaczyński, to inny byłby bieg wydarzeń. Każdy, kto pragnie mieć dobre stosunki z obecnym rządem, musi blokować powstanie filmu ukazującego groźnie słabą politykę Tuska. Premier może mieć na usprawiedliwienie tylko to, że nie wiedział z kim się układał na Kremlu i na sopockim molo. Linia obrony polskiego polityka, który odpowiada za państwo polega na ... naiwności.

Komisja twierdzi, że kierowała się wyłącznie artystyczną oceną scenariusza. Ależ nie przeczę. Po prostu przyjęła takie kryteria artystyczne, żeby osiągnąć z góry powziętą decyzję polityczną. Scenariuszowi np. zarzuciła, że nie powstałby poprawny film psychologiczny. Jest czarno-biały, tylko jedna strona ma rację. Główna bohaterka nie przechodzi przemiany, nie ma życia osobistego a tylko pasję zawodową. Dialogi i monologi rażą patosem. Zdaniem komisji film byłby publicystyczny. Inaczej mówiąc, jego twórcy pragną mobilizacji świadomości narodowej z racji zagrożenia naszego bezpieczeństwa. Że groźba dla państwa jest realna, wykazała katastrofa. A czy jest bliska?

Właśnie mamy taką sytuację! Rozgrywa się na naszych oczach!

Wprawdzie Rosja nie zdecyduje się napaść na Polskę, jednak atakując Ukrainę umocni się militarnie w naszym regionie, co stworzy pewne możliwości na przyszłość, raczej złowieszcze dla naszego kraju. Gdy gra idzie o wysoką stawkę, wolno odrzucić subtelności psychologiczne. Film niczym plakat mobilizacyjny nabiera teraz poważnego sensu. Co nie przekreśla szansy powstania rzeczy wartościowej artystycznie.

Przy zachowaniu wszelkich proporcji pamiętajmy, że plakatowy jest „Pancernik Patiomkin” Sergiusza Eisensteina, mimo to przez wiele lat uznawany za najwybitnijeszy film wszechczasów. Plakatowy był też „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy nagrodzony Złotą Palmą w Cannes za postawę polityczną reżysera, a nie za maestrię warsztatową, której nie widać. Chodzi bowiem o sytuacje skrajne: rewolucję robotniczą 1905 roku, czy Solidarność. Zaś w wypadku „Smoleńska” chodzi o odbudowę imperium rosyjskiego, co zagraża suwerenności Polski. Duża część polskiej opinii publicznej jest tak zdemoralizowana, tak ospała, że trzeba jej o tym mówić dobitnie. Pozostaje kwestią warsztatu Antoniego Krauzego, żeby plakatowy rodzaj wypowiedzi utrzymać w dobrym stylu. Wprawdzie reżyser nie jest na miarę talentu Eisensteina ani Wajdy, ale twórcą wrażliwym o uznanym dorobku. Poza tym nikt inny w polskim kinie nie ma odwagi wziąć się za fabułę na ten temat.

Projekt smoleński przypomina komedię romantyczną prezesowi Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Jacek Bromski przyznał, że miałby wielką publiczność, jak udany „romkom”. Radzi więc, żeby producent pozyskał prywatne środki, bo inwestorom się zwrócą z nadwyżką. Nic złego się nie stanie, jeżeli realizacja opóżni się kilka miesięcy. Cóż, na takie dictum nie zawadzi w odpowiedzi odrobina cynizmu.

Prezes Bromski sam nie musi chodzić po ludziach z kapeluszem w ręku, gdyż ma w domu za żonę panią wiceminister kultury. Może jej słodko naszeptać do ucha w swoich sprawach. Zresztą, dobrze wie, czego nam nie chce powiedzieć. Film o takiej skali wymaga inwestorów, jak wielkie koporacje, choćby Orange. Dorzuciła pieniędzy na „Wałęsę, człowieka z nadziei” propagującego linię rządu w sprawie roli Wałęsy w tzw. transformacji. Albo korporacji „Amber Gold”, cieszącej się w Gdańsku poparciem lokalnych władz PO, mimo bogatej przeszłości kryminalnej jej prezesa. Jednak wiedział komu i w jakiej sprawie należy się przysłużyć. Wielkie korporacje robią wielkie interesy z rządem. Z tego powodu nie dadzą pieniędzy na oskarżycielski „Smoleńsk”.

Prezes Bromski ma natomiast rację, że opóźnienie realizacji nie zaszkodzi filmowi. Rosyjska agresja na Ukrainę z całą mocą stawia pytanie, czy stać nas na samodzielną politykę zagraniczną. Wkróce ujawni się rozkład sił międzynarodowych, mówiąc wprost bezsiła Zachodu. „Europo, jesteś stara i ślepa” stwierdził Majdan dziękując Polsce za poparcie. Zwłoka ujawni nowe fakty i ułatwi realizatorom pokazać sprzeczne argumenty obozu prezydenckiego i rządowego.

Czy prezydent Kaczyński nie przeceniał swoich możliwości pracując nad stworzeniem antyrosyjskiego bloku państw w regionie, ale bez poparcia Zachodu i wbrew wpływom rosyjskiej agentury w kraju? Jak wiemy, rząd Tuska był temu stanowczo przeciwny. Czy sprzeciw rządu nie miał podstaw w układzie sił w kraju i Europie? Jeśli wolno ugerować doświadczonemu reżyserowi, radziłbym uznać postawę premiera za wyraz troski o stabilność państwa, a nie tylko małostkowej walki o władzę z prezydentem, lub wręcz tchórzostwa. Czy stać nas na pełną suwerenność? To najpoważniejsze pytanie. Powinno być postawione w filmie. I zostać bez odpowiedzi, bo zna ją tylko przyszła historia Polski.

Niech wielcy patrioci zdobędą się na wielkoduszność wobec tego rządu, co ułatwi utworzenie koalicji na rzecz produkcji „Smoleńska”. Prędzej czy później film powstanie, jeśli do władzy wróci PiS, lub tylko zmieni się premier. Należy nam się głęboki namysł nad sensem kolejnej hekatomby polskiej w lesie pod Katyniem.
 

PS. Tekst ukazał się na portalu www.sdp.pl

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości